Poniedziałek, 29 Kwiecień 2024

Ryszard Legutko: przejęcie kontroli nad edukacją w państwach członkowskich przez Unię oznaczałoby ograniczenie wolności myśli

22.11.2023, 11:18 Aktualizuj: 24.11.2023, 13:00
Europoseł Ryszrad Legutko, fot. PAP/Piotr Nowak
Europoseł Ryszrad Legutko, fot. PAP/Piotr Nowak

Zgodnie z propozycjami zmian traktatowych Komisji Spraw Konstytucyjnych PE edukacja ma się stać jedną z kompetencji "współdzielonych" między UE a państwami członkowskimi. "Gdyby do tego doszło, to w szkołach i na uniwersytetach doszłoby do ograniczenia wolności myśli i zaczęłaby się +produkcja+ prymitywów o umysłowości bolszewickiego politruka" - ostrzega w rozmowie z PAP eurodeputowany PiS prof. Ryszard Legutko.

"Zacznijmy od tego, że realnie nie ma czegoś takiego jak kompetencje współdzielone. De facto, kompetencje, które nazywają się +współdzielone+ to są kompetencje Unii. Ona je natychmiast przejmuje. Słowo +współdzielone+ jest fikcyjne" - mówi Ryszard Legutko, który jest profesorem filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

"Po co zatem Unii wpływ na edukację w państwach członkowskich? Możemy z dużą dozą pewności założyć, że nie jest to dążenie do podniesienia poziomu nauczania matematyki, czy fizyki, tylko do indoktrynacji. Chodzi o uformowanie określonej umysłowości, która zinternalizuje i nie będzie kwestionować coraz bardziej ekstrawaganckich szaleństw tego ideologicznego tworu jakim staje się obecnie Unia Europejska " - przewiduje naukowiec.

Jego zdaniem, środkiem do osiągnięcia tego celu jest wykorzenienie ludzi, pozbawienie ich poczucia przynależności i tradycji już na poziomie szkoły.

"Nie musimy nawet specjalnie wysilać wyobraźni, żeby uświadomić sobie, jak to będzie wyglądało. W wielu krajach Europy Zachodniej ten +program+ jest już dawno realizowany. Polega to na zastąpieniu wykształcenia historycznego i literackiego ideologią. Wiedza ogólna, która wyposaża człowieka w zdrowy sceptycyzm, szerszą perspektywę i świadomość, że mądrość ludzka nie zawiera się w ostatnich dokumentach Komisji Europejskiej jest tam reglamentowana. Efekty widać np. w Parlamencie Europejskim wśród lewicowych i liberalnych kolegów ze +starych państw Unii+. Nie mają oni pojęcia o historii, literaturze, filozofii. Umiejętność posługiwania się logiką, jako narzędziem badania rzeczywistości, jest wśród nich na poziomie jaskiniowca. Te braki nadrabiają szermowaniem sofizmatami, frazesami i tropieniem myślozbrodni. Jak Poligraf Poligrafowicz Szarikow z Bułhakowa" - ironizuje profesor.

"Nic dziwnego, że szacunek, jakim do pewnego stopnia jeszcze darzy się w niektórych państwach członkowskich klasyczne wykształcenie, ewidentnie bardzo denerwuje europejski mainstream" - dodaje.

Zwraca przy tym uwagę, że tzw. liberalna demokracja i zachodnie elity akademickie i polityczne wyprodukowały znacznie dłuższą listę myślozbrodni, niż komunizm.

"Możemy się z tego śmiać, ale na zachodnich uniwersytetach już od dawna +homofobia+, +transfobia+, +binaryzm+, +eurosceptycyzm+, +logocentryzm+, +fallocentryzm+, +seksizm+, +mizoginia+, +negacjonizm klimatyczny+ itd. są +zbrodniami+, które karze się ostracyzmem. Stamtąd praktyki te przeszły do mediów i korporacji" - tłumaczy Ryszard Legutko.

"Niestety, polskie uniwersytety - mówiąc oględnie - nie są na to odporne. Paradoksalnie, środowiska uniwersyteckie są najbardziej podatne na konformizm, najbardziej wrogie wolności. Akademicy, którzy są w ogromnej większości papugami tego co powstaje na Zachodzie uważają się akuszerów nowych czasów, +nowego Polaka+. Będą zatem naturalnymi sojusznikami eurokratów" - prognozuje.

Wskazuje przy tym na cechę, która wzmocni tę tendencję.

"Jeszcze nie tak dawno w języku polskim w użyciu był wyraz +cudzobiesie+ - bezkrytyczne przyjmowanie wszystkiego co przychodzi z zagranicy. Jest to stary polski grzech. Kiedyś był jednak przynajmniej przez część naszych elit krytykowany i wyśmiewany. Proszę przypomnieć fragment Pana Tadeusza o Podczaszycu: +Ogłosił nam, że jacyś Francuzi wymowni; Zrobili wynalazek: iż ludzie są rowni. Choć o tem dawno w Pańskim pisano zakonie, I każdy ksiądz toż samo gada na ambonie. Nauka dawną była, szło o jej pełnienie! Lecz wtenczas panowało takie oślepienie, Że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie, Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie" - cytuje Legutko.

"Cudzobiesie to zaraza. Jest oznaką myślenia niewolniczego - udawanie pana, kiedy jest się zniewolonym. Mentalność niewolnicza - to charakteryzuje duże rzesze polskich akademików. Stąd wredność w postepowaniu. Najgorszy jest niewolnik, który został nadzorcą innych niewolników i dostał bat do ich poganiania" - ocenia naukowiec.

"Biorąc to wszystko pod uwagę, obawiam się, że skutki wprowadzenia +europejskiej+ edukacji w Polsce będą jak najgorsze. Będzie ona oczywiście realizowana w polskim idiomie. Młodym ludziom będzie się wmawiać, że cała nasz historia to ksenofobia, zaściankowość i antysemityzm. Materiał heroiczno-patriotyczny zostanie całkowicie wycięty, bo +wybieramy przyszłość+. Ze szkół zaczną wychodzić kulturowi analfabeci o mentalności politruków, tropiących myślozbrodnie" - ubolewa profesor.

"Ktoś mógłby pomyśleć, że przecież przetrwaliśmy zabory, PRL i jakoś to było. Chciałbym przestrzec przed tym +jakoś+. Umysłowość ludzka nie powstaje sama z siebie. Nie istnieje jakaś naturalna umysłowość wbrew temu co sądził Fryderyk Barbarossa. Mentalność jest kształtowana. W dawniejszych czasach, np. pod zaborami, równolegle do rządowych istniały instytucje, które pozwoliły przechować i przekazać polskie umysłowe dziedzictwo. W dworskich bibliotekach przechowywano +zakazane+ książki i kształcono włościańskie dzieci; ludzie Kościoła, wyposażeni w kategorie pojęciowe tomizmu nie chodzili na kompromisy z ideologiami będącymi zaprzeczeniem prawa naturalnego, ani nie zajmowali się ratowaniem klimatu. Słowem, istniała przeciwwaga dla prób wynarodowienia. Teraz ta przeciwwaga jest dużo słabsza" - podsumowuje prof. Ryszard Legutko.

asc/ jar/

ep
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską w ramach programu dotacji Parlamentu Europejskiego w dziedzinie komunikacji. Parlament Europejski nie uczestniczył w przygotowaniu materiałów; podane informacje nie są dla niego wiążące i nie ponosi on żadnej odpowiedzialności za informacje i stanowiska wyrażone w ramach projektu, za które zgodnie z mającymi zastosowanie przepisami odpowiedzialni są wyłącznie autorzy, osoby udzielające wywiadów, wydawcy i nadawcy programu. Parlament Europejski nie może być również pociągany do odpowiedzialności za pośrednie lub bezpośrednie szkody mogące wynikać z realizacji projektu.

PLIKI COOKIES

Ta strona korzysta z plików cookie. Sprawdź naszą politykę prywatności, żeby dowiedzieć się więcej.